Podsuwał lektury, prowokował dyskusje, rozmawiał z młodymi aktorami, ale ostatnie słowo należało zawsze do niego. Robert Gliński, reżyser „Kamieni na szaniec” był gościem specjalnym Kina Studyjnego „Centrum”. Spotkanie, poprzedzone projekcją filmu odbyło się 11 marca br. Widzowie wśród których znaleźli się harcerze z konińskiego Hufca ZHP im. Szarych Szeregów, zadawali twórcy pytania długo po jej zakończeniu.

Robert Gliński ma osobisty stosunek do Szarych Szeregów i powstania warszawskiego. Sanitariuszką w batalionie „Zośka” była jego mama, której zadedykował swój film. Reżyser przyznał, że matka patrzyła na harcerzy legendarnej organizacji w zwyczajny sposób. Byli jej kolegami, przyjaciółmi, których znała, lubiła. Reżyser nie pamięta opowieści o heroizmie, walkach czy przelanej krwi. Być może z tej bliskości, więzi doświadczonej przez jego matkę, wynikła filmowa perspektywa? Gliński patrzy na swoich bohaterów jak na zwyczajnych ludzi. Postacie, które zbudowali młodzi aktorzy to normalni chłopcy, którzy żartują, przepychają się, zalecają do dziewczyn, biją na ulicach z młodzieżą z Hitlerjugend. Ich spontaniczne zachowania przedstawia choćby scena w lesie, kiedy składają przysięgę. W harcerskich mundurach, ale rozmemłani, z opuszczonymi skarpetami i spóźnionym Rudym, który w ostatniej chwili zdecydował dołączyć, dostrzegają nagle trzech Niemców zbierających grzyby. Po błyskawicznej akcji składanie owej przysięgi kończą w towarzystwie skrępowanych wrogów. Czasem są niepewni siebie, ogarnięci wątpliwościami, chwilami zdobywają się na brawurę zawieszając na budynku polskie flagi.

Harcerze z Szarych Szeregów specjalizowali się w małym sabotażu i dywersji, ich spektakularne i odważne akcje przeszły do rodzimej historii. – Rozterki dotyczyły przede wszystkim użycia broni, był to największy moralny dylemat, o czym słychać w rozmowach Rudego i Zośki, którzy spierali się w tej kwestii – tłumaczył Robert Gliński. –Podobnie myślało dowództwo Armii Krajowej. Tak było jeszcze w 1942 roku. W 1943 zostały już wyszkolone pierwsze oddziały szturmowe Szarych Szeregów, które później uczestniczyły w powstaniu warszawskim. Ale te wątpliwości były długo przedmiotem dyskusji: czy młody człowiek powinien strzelać? Czy harcerz, nawet w czasach wojny, ma prawo łamać piąte przykazanie? 

Jak mówił reżyser, Rudy, Janek Bytnar był pacyfistą. Do końca wahał się, czy użyć broni. Kiedy w akcji przy Brackiej zginął Paweł, spytał swego dowódcę: – Powiedz mi, za co on zginął? Za niepodległość czy srebrne łyżeczki? Z drugiej strony widzowie wielokrotnie słyszą słowa marszałka Piłsudskiego, powtarzane przez młodych bohaterów, że „dwie krople krwi i dwie kule to za mało”…  – rodzinach było wtedy dużo tajemnic, ich członkowie chronili się nawzajem na wypadek wsypy. Dzieciaki nie informowały rodziców o tym, co robią. Mówiły, że wychodzą, by się uczyć, spędzać czas z kolegami, etc. Wszystko tylko nie konspiracja, inaczej matka z ojcem nie wypuściliby ich z domu. Odwrotnie, rodzice zaangażowani w walkę zbrojną również się tym nie chwalili – tłumaczył autor filmowych „Kamieni na szaniec”. Przeczy temu scena z obrazu, w której Zośka zarzuca swemu ojcu, że opóźnił akcję związaną z odbiciem Rudego. Wynika z niej, że wie, iż ojciec pracuje dla Armii Krajowej.

Na podobne filmowe wątki burzą się na łamach prasy przedstawiciele różnych środowisk, zarzucając reżyserowi odejście od historycznych faktów. Na te zarzuty reżyser odpowiada ze stoickim spokojem: – Dla mnie najważniejsze było ukazanie prawdziwego braterstwa młodych ludzi, wychowanych w duchu patriotycznym, którzy do tego wszystkiego kochali, przeżywali rozterki związane z dramatycznymi wyborami. Wiadomo jak skończyła się historia Rudego – tu nie ma żadnego zaskoczenia, mimo to widzów ten film porusza, więc chyba się udało pokazać, co czuli, jakimi chłopakami byli. Aby film zyskał taki kształt, zrezygnowałem z wielu wątków, musiałem dokonać cięć obszernej literatury na temat Szarych Szeregów i książki Kamińskiego, która również subiektywnie je przedstawia. „Kamienie na szaniec” zostały napisane podczas wojny, ku pokrzepieniu serc. Maszynopis tej powieści przeczytał przed śmiercią Rudy. Wiele wydarzeń, które zawarł w nim autor, Janek Bytnar widział inaczej. Uznał jednak, że fikcja jest częścią literatury, nie miał do tego tekstu zastrzeżeń. Nakręciłem ten film ku pokrzepieniu wartości. Nie musimy się już bić o wolność, przelewać krwi, jednak patriotyzm ciągle jest konieczny. Można go po prostu inaczej uprawiać, doskonaląc siebie, pracując dla kraju – tak jak młodzi dywersanci z Szarych Szeregów –  tłumaczył Gliński.

Harcerzom, którzy obejrzeli „Kamienie na szaniec” zabrakło też w filmie Alka. Reżyser świadomie zrezygnował z tej postaci, uznając, że jej osobowość, waleczność, przeprowadzone akcje wymagają odrębnego filmu. W obsadzie aktorskiej znaleźli się młodzi ludzie, którzy po raz pierwszy pojawili się na ekranie: Marcel Sabat, Tomasz Ziętek, Kamil Szeptycki i inni studenci polskich szkół aktorskich, których energię, żywiołowość udało się Glińskiemu okiełznać z korzyścią dla ról. Dodajmy, że zdjęcia do „Kamieni na szaniec” wykonał Paweł Edelman. Publiczność zwróciła też uwagę na muzykę, w której ta klasyczna przeplata się nowoczesną, ambientową, (skomponował ją wyłoniony w konkursie Łukasz Targosz).

Spotkanie z reżyserem trwało aż do następnego seansu, około 21.00 widzowie, którzy chcieli z nim dalej rozmawiać przenieśli się do Strefy K. Otworzyło ono nowy cykl: „Gość w Centrum”, który będą organizować Koniński Dom Kultury, Kino Studyjne „Centrum” i Młodzieżowa Akademia Filmowa „Otwórz oczy!”, której przedstawiciele przeprowadzili szczegółowy wywiad w Robertem Glińskim. Rozmowę z widzami moderowali Andrzej Moś i Katarzyna Kubacka.


Fot. Zdzisław Siwik
 

REKLAMA:

Zapowiedzi

Partnerzy KDK