Ten romans pełen poezji i wyrzutów, ucieczek i przeprosin dawno stał się ważną częścią polskiej literatury. Intensywne, gorące uczucia i rozczarowania przenikły do wierszy i listów Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory. Ich utwory, wzajemne słowa, zapewnienia o miłości zaprezentowali w Salonie Poezji Anny Dymnej Joanna Trzepiecińska i Andrzej Seweryn. Spotkanie z poezją obojga wyśmienitych poetów i ich „Listami na wyczerpanym papierze” odbyło się w Konińskim Domu Kultury (31 maja br.).

Bycie poetą to nie tylko uniesienia, wzniosłość, wielkie słowa. To krew tętniąca mocno w żyłach, zmysł obserwatorski godny reportera, cięta riposta, przewrotna puenta i ogromne poczucie humoru. Takim ładunkiem obdarzony jest wiersz „Miasteczko cud”, który rozpoczął 9. już wydanie Salonu Poezji w mieście. Wiersze Agnieszki Osieckiej trafiły do literatury polskiej, zasiliły również estradę, rozrywkę, czyniąc mistrzami interpretacji wielu polskich piosenkarzy i aktorów. Jej poezja sączyła się z radia, telewizji, goszcząc nie tylko w teatrach muzycznych czy dramatycznych. Tak jest do dziś. Osiecką się czyta, recytuje, interpretuje, gra i na równi z tym wszystkim – śpiewa. Dlatego kolejny Salon zaczął się od piosenki z jej tekstem, do którego muzykę napisał Jerzy Satanowski. Wykonała go Anna Ciesielska, instruktorka śpiewu w Konińskim Domu Kultury: Ty nie mów do mnie w romantycznej walucie/Ty bardziej praktycznie do mnie mów – usłyszeli zawołanie widzowie Salonu. Na fortepianie akompaniował jej i innym wokalistkom – Ryszard J. Piotrowski.

Muzyki w tym wydaniu nie zabrakło, także w interpretacji Joanny Trzepiecińskiej, która udostępniła swoje nagrania słuchaczom. Dodajmy tu, że aktorka wystąpiła też w spektaklu Teatru Muzycznego ROMA, w którym zagrała Agnieszkę Osiecką – „Zabawki Pana Boga”. Na scenie, w roli Marka Hłaski, partnerował jej Przemysław Sadowski. O wokalne wykonania pokusił się również Andrzej Seweryn, czytając jeden z listów. A capella zaśpiewał „Miłość z Portofino”, w tę improwizowaną przez aktora melodię włączył się pod koniec pianista. Widzowie nagrodzili ich brawami.

Ale wróćmy do „Listów na wyczerpanym papierze”, bez których nie obeszłaby się już literatura polska. Są zapisem płomiennego romansu Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory, który ten ostatni rozpoczynał niepewnie i całkiem nieśmiało. Uczucie, które nie miało żadnych szans na przetrwanie, wniosło do niej wiele nowych niezwykłych utworów, stając się również zapisem ówczesnej rzeczywistości z STS-em, SPATIF-em w tle. Odległości, które ich dzieliły – począwszy od wieku, statusu rodzinnego na licznych podróżach skończywszy, podsycały tęsknotę, stając się w końcu źródłem poczucia winy i rozczarowania. Ale jak słusznie powiedziała córka Osieckiej, Agata Passent: „Udane małżeństwa, jak by się nie wysilały, takich listów nie stworzą” – i coś w tym jest.

W połowie lat 60. oboje znajdowali się już w poetyckim Parnasie. On wieszczył jej, że jej profil będzie ryty w przyszłości na monetach (w 2013 roku Narodowy Bank Polski wytłoczył złote i srebrne monety z podobizną Agnieszki Osieckiej w serii „Historia polskiej muzyki rozrywkowej”), ona martwiła się w listach: Boję się, że Ty wcale tego moje kochania nie czujesz, bo nie przejawia się ono w żadnej formie dbania o Ciebie. Chciałabym jednak, żebyś pamiętał, że ja o siebie też przecież nie dbam. Jestem czasem dla Ciebie nieczuła, ale ja i dla siebie jestem nieczuła. Zwłaszcza w drobiazgach. Nie zrobię Ci śniadania, ale wiesz – ja i sobie nie zrobię śniadania. I kazała mu pamiętać, że jest „kundel i włóczęga”. W jednym mieszkaniu na Pradze wytrzymali ze sobą miesiąc. Przy sobie zatrzymywała ich tęsknota, namiętność, podobna wrażliwość. Agnieszka Osiecka pisała: wiesz, jest w nas obojgu coś takiego, wyobraźnia, poczucie humoru, dystans dzielący od wszystkiego, co powoduje, że z przerażeniem myślę o chwili kiedy znajdziemy się sami w pokoju, a z drugiej strony śni mi się, że ciebie całuję. Ciągle sobie ciebie wyobrażam, aż w głowie się kręci. Na co Przybora odpowiadał jej nie bez humoru: zupełnie się nie martwię, że możemy się znaleźć sami w pokoju, bo mam dokładnie przemyślane każde posunięcie. Jestem doskonale przygotowany w domu. Natomiast martwię się o to, czy kiedykolwiek znajdziemy się sami w pokoju...Ten burzliwy romans kwitują słowa z innego wiersza Osieckiej: ...Kochałam Pana po swojemu,/kochałam Pana tak, jak umiem/a Pan się na to zgodzić nie mógł,/odszedł i zniknął w obcym tłumie.../Teraz Pan wzrusza ramionami/sam nad zielonym oceanem,/a patetyczni zakochani/szepcą za Panem – swoje „amen”. 

Romantyczne były też sposoby, w jakie Agnieszka Osiecka i Jeremi Przybora komunikowali się. Pisali i posyłali sobie listy, telegramy, czekali na połączenia międzymiastowe, międzynarodowe. Do korespondencji załączali płatki zasuszonych kwiatów, liście. Oczekiwanie na wieści, niemożliwe w dzisiejszych czasach, dodawało tej znajomości smaku, uroku, nostalgii. Listy pisali do siebie z każdego zakątka kraju i Europy, pisali je w pociągach, na dworcach, zazwyczaj odręcznie. Czasem nawiązanie kontaktu uniemożliwiała przez chwilę tak banalna rzecz jak zagubiony długopis.

Prócz listów z lat 1964-1965 publiczność Salonu wysłuchała ich przecudowne utwory jak „W kawiarence Sułtan”, „Na całej połaci deszcz”, „O, Romeo!”, a w wykonaniu piosenkarek jeszcze: „Dobranoc Panowie”, „Świat Ordonki” (Magdalena Antczak, wychowanka Studia Sztuki Wokalnej w KDK, której długo nie mieliśmy okazji słuchać, a ponowne z nią spotkanie zaskoczyło nas niezwykłą dojrzałością), „Wariatka tańczy” (Anna Ciesielska) i obowiązkowo „Okularników” (Nikola Kopeć, wychowanka Anny Ciesielskiej).

W czasie ich występu Joanna Trzepiecińska i Andrzej Seweryn szeptali sobie coś na ucho (także o uszach Agnieszki Osieckiej  w twórczości Jeremiego Przybory można by było napisać osobną pracę…). Jakimi uwagami wymienili się artyści – on w roli statecznego 49-letniego poety, ona – wolnego barwnego uroczego ptaka – zostanie ich słodką tajemnicą, podobnie jak to, co działo się w alkowie Jeremiego i Agnieszki. Dodajmy również, że czytanie i śpiewanie ich utworów w Konińskim Domu Kultury uwieńczyła prawdziwa wisienka na torcie. W finale, w czasie braw i wręczania kwiatów na scenę wkroczyła Maja Szymoniakówna, 2,5-letnia wnuczka Kasi Kubackiej – koordynatorki Salonów Poezji w Koninie, która – co tu dużo kryć, skradła ten występ i serca widzów, kłaniając się w wianuszku z kwiatów koniczyny przed widownią. Kto wie, może za kilka lat usłyszymy z tej sceny poezję w jej wykonaniu?

Gospodarzem honorowym tego wieczoru był jak zawsze koniński aktor, Szymon Pawlicki, który przypomnijmy – nie tak dawno został laureatem „Kariatydy Wielkiej”, nagrody, którą za całokształt artystycznych dokonań uhonorowało go Centrum Kultury i Sztuki w Koninie. Było zielono, kwieciście, romantycznie, refleksyjnie, smutno i z poczuciem humoru. Zupełnie jak w poezji Agnieszki Osieckiej i jej romansie ze Starszym Panem.

Tytuł pochodzi z tekstu Agnieszki Osieckiej „Miasteczko cud”
Fot. Marcin Oliński


 

REKLAMA:

Zapowiedzi

Partnerzy KDK