Artysta, muzyk, błazen i bliski sąsiad Czesława Miłosza – Czesław Mozil wystąpił w Konińskim Domu Kultury ze swoim najnowszym projektem. Sąsiedztwo, jak twierdzi, nie jest przypadkowe. Podobnie jak autor „Doliny Issy”, jest emigrantem, który powrócił do Krakowa po latach nieobecności w kraju. Wspólnie z przyjaciółmi, duńskimi muzykami zaprezentował więc konińskiej publiczności dziesięć poetyckich utworów naszego Noblisty. W programie koncertu znalazły się również piosenki z poprzednich płyt zespołów „Czesław Śpiewa” i „Tesco Value”.

Z pięciu tomików wierszy zaproponowanych przez sekretarz literacką Czesława Miłosza, Agnieszkę Kosińską, Mozil wybrał tylko dziesięć utworów. Łączy je liryzm, refleksyjność, piękno obrazowania, ale i przaśność podszyta ogromnym poczuciem humoru, i skłonność do paradoksu.

Aranżując do nich TAKĄ muzykę artyści zabrali publiczność w zwariowaną podróż do krainy finezyjnych dźwięków tanga, popu, folku i awangardy. Zaś najważniejszym z nich był walc (prawda, Wujku Czesławie?). Szklane dzwoneczki, rozmaite dęciaki, akordeony i ukulele to tylko kilka elementów tej muzycznej machiny. Każdy z muzyków jest w tym spektaklu osobnym bohaterem, naznaczonym odrębną osobowością. Wydając pojedyncze dźwięki, projekt „Czesław Śpiewa Miłosza”, tworzy integralną jedność i całość, nie odbierając przy tym żadnemu z instrumentalistów prawa do bycia osobnym i niepowtarzalnym na scenie. Dzięki tej charyzmie, poezja Czesława Miłosza, którą jak mówi Mozil: „Polonistki katują każdego maturzystę” – nabrała nowego sensu. Okazało się bowiem, że można ją wydawać z siebie delikatnie, można nią huczeć i grzmieć. Można też wykonać ją w czapce z daszkiem, śpiewając przed publicznością w ekologicznych ciuchach.

„Czesław Śpiewa Miłosza” nie jest bowiem ani koncertem, ani akademią ku czci wielkiego Polaka. Przeciwnie – zaprzecza stereotypom patetycznego poety, w dodatku emigranta. Bo i Miłosz nie tylko zajmował się ojczyzną. Nie obawiał się ŻADNYCH słów, uczuć, nie brakowało mu ludzkiej ani patriotycznej odwagi. Czesław Mozil odkrył go na nowo w swoim spektaklu, muzycznym show, kabarecie, razem z przyjaciółmi Duńczykami. A Nobliście? Pewnie podobałoby się to zamieszanie, picie wody i mocniejszych płynów, przysiadywanie, przyklękanie, gadanie, podskakiwanie, reperowanie instrumentów, wcinanie banana, wyjścia na fajkę i duńskie dialogi przy pracy. W końcu jak mawia Czesław, miał on barwne życie i „gdyby żył, codziennie pojawiałyby się na Pudelku”. Odważny jest ten Mozil. Nie tylko strąca z pomnika, ale stawia na piedestał, dając w zamian słuchaczom inny punkt widzenia, odwodząc ich od szkolnego postrzegania poezji. Tak odczytana przez muzyka twórczość nabiera rumieńców, życia, reinkarnuje się, otrzepując kurz.

Do swojego nowego pomysłu, Mozil odniósł się jak zwykle z autoironią: „Nigdy nie chodziłem do polskiej szkoły i nie czytałem poezji (…), więc mogłem odrobić lekcje. Ale najważniejsze było co innego: kto mógłby śpiewać Miłosza jak nie ja? Seplenię po polsku, mam na imię Czesław, też jestem emigrantem i też wróciłem do Krakowa”. I choć sam przyznaje, nie jest oczytany, można się spodziewać, że sięgając po tę jego płytę, wiele osób wiedzionych ciekawością, spotka się również z poezją Miłosza. Udział w tym projekcie wpłynął więc dobrze nie tylko na słuchaczy i konińską publiczność.

Płyta „Czesław Śpiewa Miłosza” ukazała się pół roku temu. Czesław Mozil podróżuje też po Polsce z projektem „Solo Act”. Ostatnim razem gościł w Konińskim Domu Kultury trzy lata temu z projektem „Czesław Śpiewa”. Od tego czasu skład instrumentalny powiększył się o kilka osób. W zespole występują jednak ciągle przyjaciele Mozila, duńscy muzycy, tworząc z nim wspólnie niepowtarzalny i intrygujący klimat bohemy. Projekt obejmuje nie tylko koncerty, poszerza się o warstwę wizualną - teledyski, wygląd strony internetowej, okładki płyt, tworząc z muzyczną działalnością spójną całość. To świat nieco bajkowy, trochę nierealny, którego nie sposób nie zauważyć i nie posmakować.

Koncert Czesława odbył się w Konińskim Domu Kultury 24 kwietnia 2012. Posmakowaliśmy, pośmialiśmy się, podziwiliśmy, zauroczyli. Nikt w sali nie ziewał! Czesiek spieszył się na mecz. Wcześniej jednak podpisywał płyty i rozdawał autografy fanom, którzy ustawili się do niego w kilometrowej kolejce. Czy zdążył go obejrzeć? Tego dowiemy się podczas kolejnego spotkania z Artystą, z którym nie ma czasu na nudę.
REKLAMA:

Zapowiedzi

Partnerzy KDK