Zaczęło się nieśmiałym wykonaniem dynamicznego fragmentu uwertury do opery „Wilhelm Tell” Gioacchino Rossiniego, zakończyło niekonwencjonalnie – bisami po „Marszu Radetzkiego” Johanna Straussa. Ale kto powiedział, że Konin musi być jak… Wiedeń?
Ryszard J. Piotrowski z dużym samozaparciem realizuje złożenie: skoro w Koninie są muzycy, to trzeba dać im szansę grania. Stąd bierze się jego aktywność, trwająca nieprzerwanie przez ponad trzydzieści lat, tworzenia zespołów muzycznych, opracowywania dla nich aranżacji i organizowania koncertów. Kolejne zespoły „przygarnia” Koniński Dom Kultury, tworząc instytucjonalną podstawę ich funkcjonowania oraz prezentacji w konfiguracjach muzycznych – bywa – zadziwiających. Koncertowanie to dla muzyka najlepsza możliwości zaprezentowania się i zdobywania kolejnych umiejętności. 5 stycznia w KDK odbył się Koncert Noworoczny, w czasie którego wystąpiły: Konin Band Orchestra (istniejąca od ponad 7 lat), Koniński Kameralny Zespół Akordeonowy (w tym roku obchodzący 35-lecie) i Koniński Kameralny Zespół Smyczkowy „Ad Libitum” (pokazujący się od roku i będący dziełem Mirosława Grzanki). Gościnnie obok nich zagrali muzycy Młodzieżowej Orkiestry Dętej Zespołu Szkół Górniczo-Energetycznych w Koninie (pod dyrekcją Roberta Żurańskiego), Chór Męski „Quarta” z Zagórowa (pod dyrekcją Waldemara Matuszaka) i czworo solistów z Akademii Muzycznej w Łodzi. Kierownictwo artystyczne nad koncertem sprawował R.J. Piotrowski, tworząc z uczestników koncertu Konińską Orkiestrę Symfoniczną.
Tegoroczny Koncert Noworoczny był bardzo zróżnicowany, tak pod względem treści, jak i wykonawstwa. Publiczność szczelnie wypełniająca salę widowiskową KDK, mogła usłyszeć kompozycje Rossiniego, Bizeta, Mozarta, Moniuszki, Verdiego a tuż obok operetkowe arie Kálmaná, Stolza czy czardasze Montiego. Do tego fragmenty „My Fair Lady” Fredericka Loewe, „Concerto Español” Kurta Gäble, “Libertango” Astora Piazzolli czy „Hava nagila”, starej pieśni śpiewanej przez Chasydów, przypomnianej i przysposobionej do potrzeb tworzonego państwa izreaelskiego przez Abrahama Ellsteina. Tak niezwykła różnorodność repertuarowa dawała słuchaczom szansę muzycznej wędrówki po różnych światach, muzykom zaś szczególną możliwość pokazania swoich umiejętności. Ale stawiało to przed w większości bardzo młodymi wykonawcami, trudności techniczne i interpretacyjne. Stąd koncert był momentami… dobry, momentami zaś porywający, szczególnie, gdy w popisy wokalne angażowali się znakomici młodzi artyści z Akademii Muzycznej w Łodzi: sopranistki Aleksandra Borkiewcz i Natalia Piechowiak oraz tenorzy Dawid Kwieciński i Łukasz Ratajczak. Ich wykonanie, choćby, „Co się dzieje, oszaleję” z „Księżniczki Czardasza” Emmericha Kálmaná z towarzyszeniem Konińskiej Orkiestry Symfonicznej, było przedniej marki. I publiczność doceniła to brawami.
Ciekawym eksperymentem artystycznym było połączenie zespołów smyczkowego z akordeonowym do wykonania „Ein kleinę Nachtmusik” Wolfganga Amadeusza Mozarta. Eksperyment udany! Dobrze sobie radzili śpiewacy z Zagórowa, wykonując neapolitańską pieśń „Funiculi, Funicula”, skomponowaną na otwarcie (w 1880 roku) pierwszej kolejki linowej na Wezuwiusza (ta kolejka już nie istnieje). Niestety, chór "dał ciała" przy Habanerze z „Carmen” Bizeta, choć broniły go wokalistki z Łodzi i muzycy Konińskiej Orkiestry Symfonicznej. Przy okazji wykonania tego utworu okazało się, że mniej może oznaczać więcej. Czasami bowiem okazuje się, że zbędnym jest angażowanie do wykonania konkretnego dzieła wszystkich artystów tylko dlatego, że są. Przykładem może być także wykonanie „My Fair Lady” – tu okazało się, że akordeoniści nie współgrali z Konin Band Orchestra, rozmywając „amerykańskość” brzmienia. Na szczęście fantastycznie pokazali się artyści z Łodzi.
Popisem była właściwie scenka muzyczna w wykonaniu Mirosława Grzanki (skrzypce) i Pawła Ciesielskiego (puzon), którzy przy akompaniamencie Konińskiego Kameralnego Zespołu Akordeonowego wykonali „Czardasza” Vittorio Montiego (w opracowaniu muzycznym R.J. Piotrowskiego). To było wykonanie… dowcipne, w najlepszym tego słowa znaczeniu. I tak łzawe, że łzy ze śmiechu same z oczu leciały.
A potem były „Brunetki, blondynki” oraz „rude i szatynki” – tenorzy z Łodzi (jeden pochodzi z Konina), niczym przed laty Jan Kiepura, plus muzycy konińscy równa się: energia i radość z życia. Jeśli po tym wykonaniu wróżyć na 2014 rok, to zapowiada się dobry rok. Potwierdzenie znaleźliśmy chwilę później, w wykonaniu słynnego duetu „Libiamo ne lieti calici” („Więc pijmy na chwałę miłości”) z I aktu opery „La Traviata” Verdiego, tym razem wykonanego przez kwartet śpiewaków łódzkich. I finał, czyli „Marsz Radetzkiego” Johanna Straussa (ojca). Ten marsz jest grany każdorazowo jako ostatni podczas Koncertu Noworocznego Filharmoników Wiedeńskich. W Koninie, tak jak w Wiedniu, publiczność klaskała w rytm marsza. Ale o ile w Wiedniu „Marsz Radetzkiego” rzeczywiście kończy koncert (31 grudnia 2013 r. w Hali „Rondo” Orkiestra Romantika z Januszem Wawrowskim Koncert Sylwestrowy też nim skończyła, wcześniej serwując bisy), w KDK stał się on przyczynkiem do jeszcze kilku bisów. Cóż… to taka nasza tradycja. „Libiamo ne lieti calici”.
fot: Marcin Oliński
Koncert ,,Z miło..
Przegląd DEBIUTY ..
Przegląd Polskich..
Na początku grudn..
Mikołajkowy weeke..