Na zdjęciu jest zadowolony! Siedzi na aparacie fotograficznym z długim obiektywem. Na karku lekka kurteczka, na nogach sandałki, obowiązkowo w skarpetkach. Taka była moda. Ale Zdzisława Szklarkowskiego pamiętam też siedzącego w swoim ciasnym pokoiku, na osiedlu Legionów, zastawionym aparatami fotograficznymi i szukającego zrozumienia dla camera clara… A potem przez lata była cisza. Do piątku 10 października.

O „powrocie druha Szklarkowskiego” można zacząć pisać inaczej. Iza Bobrowska trafiła do inżyniera Jerzego Ryguły, przewodniczącego koła seniorów Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Górnictwa w KWB „Konin”, z prośbą o rozszyfrowanie kto i co znajduje się na kilkunastu zdjęciach. Kto był autorem tych zdjęć? Na początku była to tajemnica. Kiedy okazało się (w tajemnicy), że wykonał je w Koninie Ryszard Kapuściński, prysła także inna tajemnica: inżynier Ryguła był w posiadaniu tysięcy negatywów pozostawionych przez Zdzisława Szklarkowskiego.

Wielu zastanawiało się, gdzie podział się zbiór fotografii Zdzisława Szklarkowskiego, fotografika i dokumentalisty zmarłego w 1985 roku. Dzisiaj wiemy, że najpierw trafił do inż. Ryguły, sąsiada Szklarkowskiego, potem do Izy Bobrowskiej. – Kiedy zobaczyłem, jak pani Iza traktuje zdjęcia Kapuścińskiego, wiedziałem, że dobrze zajmie się także zbiorem. Porozumiałem się z panem Witoldem Szklarkowskim, synem pana Zdzisława… – mówił inż. Ryguła, zaś Witold Szklarkowski kontynuował: - Po naradzie z panem inżynierem i – naturalnie – rozmowach z Izą Bobrowską, postanowiliśmy przekazać jej cały zbiór negatywów i zdjęć. Postawiliśmy przy tym warunki: zbioru nie można dzielić, zbiór musi być skatalogowany, przeniesiony na nośniki elektroniczne, pokazywany na wystawach, stać się podstawą do publikacji.

W Strefie K Konińskiego Domu Kultury 10 października 2014 roku, a więc po 29 latach od śmierci Zdzisława Szklarkowskiego, odbył się wernisaż prezentujący zaledwie cząsteczkę tego, co druh Szklarkowski – jak nadal nazywają go jego uczniowie – pozostawił po sobie. Autorka wystawy, Iza Bobrowska mówiła: - Jestem wielką szczęściarą. Nazwisko Szklarkowski otwiera w Koninie wszystkie drzwi. Po wtóre – spotkałam się z osobowością, która odcisnęła w swoim mieście wielki ślad. Zbiór układam, porządkuję. Ta wystawa jest pierwszą prezentacją zbioru. Mając nadzieję, że będą kolejne, dedykuję ją głównie ludziom młodym, także mojemu synowi, który trafił do Amatorskiego Klubu Filmowego Muza, założonego przy wsparciu właśnie Zdzisława Szklarkowskiego, wówczas instruktora fotografii w Domu Kultury Zagłębia Konińskiego.

Kilkadziesiąt osób, które wzięły udział w wernisażu, wśród nich syn Zdzisława Szklarkowskiego – Witold i wnuk – Piotr, którzy specjalnie na otwarcie przybyli ze Słupska, z niezwykłym ożywieniem dyskutowało o zdjęciach, konfrontowało kadry Szklarkowskiego z obecną rzeczywistością. Obiektem najbardziej poszukiwanym był… dworzec PKP, stary, całkiem podobny do dworca w Kole. Przy okazji dały się słyszeć anegdoty o druhu, opowieści o jego metodzie uczenia fotografii, o o zbudowaniu przyrządu camera clara i problemach z przekonaniem, że Canaletto malując stanisławowska Warszawę używał właśnie camera clara. Jakby przy okazji, mimochodem okazało się, że – jak napisał Pierre La Mure – łatwiej kochać wspomnienia niż żywego człowieka. Podczas piątkowego wernisażu każdy, kto choć raz w życiu spotkał Zdzisława Szklarkowskiego, mógł pochwalić się niemałym bagażem anegdot, historii i wspomnień z czasem długoletnich z nim znajomości.

 


Anna Dragan, młoda studentka polonistyki, przyszła dziennikarka zafascynowana fotografią wpadła, jak mówi, w sidła Druha Szklarkowskiego: – I już nigdy nie udało mi się z nich wyplątać. To był dobry człowiek, o złotym sercu, uwielbiał młode osoby. Choć czasem nazbyt pedantyczny, uparty i wymagający, był najlepszym instruktorem. Dlaczego? Ponieważ jego misją było zarażanie pasją. Jedną ręką fotografował, drugą zajmował się dziećmi. Typowy społecznik, nie metodyk, a pasjonat, ktoś, kto w szarej rzeczywistości PRL-u postanowił pokazać innym, że warto tworzyć, że sztuka to nie tylko propaganda, ale również zabawa.

Podobnego rodzaju wspomnienie o swoim nauczycielu opowiedział Ryszard Fórmanek, uczeń i pomocnik Szklarkowskiego: – Z panem Szklarkowskim wyjeżdżaliśmy na plenery, wspólne spotkania z młodzieżą. Organizowaliśmy kursy dla początkujących, choć dla władzy ważniejszy był klub nocny niż Powiatowy Dom Kultury.

Anna Dragan: ‒ Klucz partyjny sterował rodzajem fotografii. Teren wiejski zawsze kontrastował z terenem przemysłowym. Koza musi być na pierwszym planie, ale tak, by elektrownia była widoczna.

Każda z osób, które przybyły na wernisaż, miały okazję zobaczyć zdjęcia takiego rodzaju. Co jednak było w nich fascynującego? To, że nie były one wyłącznie dziełem sztuki, a dokumentem, zaświadczającym o rozwoju miasta. Szklarkowski nie był awangardzistą, nie podążał za artystyczną modą, która wówczas panowała. Anna Dragan wspomina styl swojego nauczyciela jako coś perfekcyjnego, z góry wymyślonego, pozbawionego spontaniczności, ale zarazem pięknego, twórczego i wyjątkowego.

Krzysztof Dobrecki, chrześniak artysty, opowiadał: ‒ Bardzo fajny facet, wesoły, dowcipny i te jego kawały! W czasach PRL-u nie było takiej, jak dziś telewizji, ludzie sami musieli dostarczać sobie rozrywki. Pewnego dnia wujek przebrał się w spodnie z wielkimi pasami, w marynarkę w kratę, na głowę założył tupecik. W takim stroju przechadzał się ulicami miasta. Na drugi dzień służby bezpieczeństwa szukały nieznanego z nazwiska Amerykanina, którym tak naprawdę był wujek. Gdy chodzi o fotografię - miał zmysł plastyczny. Z wielką precyzją wykonywał zadania, wykorzystując przy tym swoją wiedzę teoretyczną i umiejętności. Ale… zawsze perfekcyjny nauczyciel dopiero w domu, w samotności tworzył zupełnie inaczej ‒ swobodnie, nowatorsko.

Artysta, komik, teoretyk, nauczyciel, harcerz (stąd dodatek „druh” u każdego wspominającego). Zdzisław Szklarkowski miał wiele twarzy. Nie da się ocenić, która była ważniejsza, wiadomo, że był postacią nietuzinkową. Pewnie dlatego w czasie wernisażu zadawano też pytania: kiedy ukaże się więcej zdjęć druha Szklarkowskiego, kiedy ukaże się publikacja, może monografia.

– Niedługo przed śmiercią Zdzisław Szklarkowski próbował przekazać miastu unikatowy zbiór – mówił inżynier-senior Ryguła. – To się nie udało. Dzisiaj miasto powinno pomóc autorce wystawy i przygotowywanej monografii. Bo to się panu Szklarkowskiemu i koninianom należy. W każdym bądź razie nasze koło seniorów SITG wystąpi wkrótce do Rady Miasta o nadanie jednej z ulic imienia Zdzisława Szklarkowskiego. Niech to będzie powrót druha Szklarkowskiego do Konina.


Fot: Marcin Oliński

REKLAMA:

Zapowiedzi

Partnerzy KDK